środa, 2 marca 2016

"Portier..."


    Witam Was!
W ostatnim tygodniu byłam dwa razy w Warszawie, na nagraniu do "Kliniki Urody" (przez wiele lat miałam problem z cerą i w końcu mam możliwość to zmienić- a zarazem zmienić swoje życie :)) Na ten program czekałam ponad 3 lata i w końcu dostałam się !!! :-)
   Ponieważ ostatnie miesiące były dla  mnie bardzo stresogenne: najpierw pierwszy wyjazd za granicę do pracy fizycznej (która wcale nie była łatwa), poszukiwania pracy w Polsce (które kończyły się ofertą dostania najniższej krajowej za cały miesiąc pracy - co wg mnie jest kpiną!), w styczniu doszedł  pomysł założenia własnej firmy (co jest dla mnie zupełną nowością -  bo nikt w mojej rodzinie nigdy nie miał własnej działalności), no i nagrania do "Kliniki Urody"  oraz same zabiegi (mimo, że ekipa nagrywająca program jest mega sympatyczna a pani doktor prowadząca moje leczenie bardzo dobrym specjalistą, na ostatnim nagraniu czułam spore skrępowanie - chyba za dużo "wrażeń", jak na tak krótki okres...).
  Ponieważ nagranie trwało krótko i o 14 już byłam wolna, a pociąg miałam dopiero  po 19, miałam sporo  czasu by pokręcić się po Złotych Tarasach. Zaszyłam się w McDonald`s przy kawie i książce J.Bucay "Pozwól, że Ci opowiem...". Przeczytałam prawie całą. Dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami jedną z bajek, która bardzo pomogła mi w mojej obecnej sytuacji: podniosła mnie na duchu i utwierdziła mnie w przekonaniu, że:  "Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło" i to, że nie mogę znaleźć porządnej pracy od kilku lat,  może być bodźcem do znalezienia nowych dobrych rozwiązań!
Zapraszam!
    "PORTIER W DOMU PUBLICZNYM"
"Nie było w tym miasteczku gorzej płatnej pracy od pracy portiera domu publicznego... Jednak co innego mógł robić ów człowiek? Właściwie nigdy nie nauczył się czytać ani pisać, nie znał żadnego fachu i nic innego nigdy nie robił. Tak naprawdę, to było jego miejsce. Portierem był już jego ojciec, a przed nim ojciec ojca, no i teraz on. Przez dziesiątki lat dom publiczny przechodził z ojca na syna i z portiernią było podobnie.
Kiedy umarł stary właściciel, lokal przejął młody przedsiębiorczy człowiek, pełen pomysłów i zapału. Postanowił zmodernizować przejęty interes. Odnowił pokoje i chcąc dać nowe wytyczne, zwołał cały personel.Portierowi powiedział:
- Od dzisiaj poza wpuszczaniem gości będziesz robił dla mnie raport z całego tygodnia. Każdego dnia wpiszesz liczbę wchodzących par, a co piątego klienta zapytasz, czy jest zadowolony z obsługi i jakie poprawki wprowadziłby, jeśli chodzi o lokal. Raz w tygodniu przedstawisz mi raport z komentarzami, które uznasz za stosowne.
Portier zatrząsł się ze strachu. Zawsze był chętny do pracy, ale...
- Byłbym zachwycony, gdybym mógł spełnić pańskie wymagania – wyjąkał – ale ja... nie umiem pisać ani czytać.
- Och! Strasznie mi przykro! Musisz jednak zrozumieć, że nie opłaca mi się zatrudniać do tego innej osoby, nie mogę też czekać aż nauczysz się pisać, i w takim razie...
- Ależ niech mnie pan nie zwalnia. Pracowałem tu od zawsze, podobnie jak mój ojciec i dziad...
Właściciel nie pozwolił mu skończyć.
- Posłuchaj, rozumiem cię, ale nic nie mogę dla ciebie zrobić. Oczywiście, dostaniesz odszkodowanie, to znaczy pieniądze, za które będziesz mógł żyć do czasu znalezienia nowej pracy. Przykro mi. Życzę ci szczęścia.
I nie powiedziawszy nic więcej, odwrócił się i poszedł. Portier poczuł się tak, jakby ziemia zawaliła mu się pod nogami. Nigdy nie wyobrażał sobie takiej sytuacji. Wrócił do domu po raz pierwszy w życiu bez pracy. I co miał teraz zrobić?  Przypomniał sobie o swoim majsterkowaniu w domu publicznym przy naprawie łóżek czy połamanych nóg od szafy, kiedy to za pomocą młotka i paru gwoździ udawało mu się wykonać jakąś prowizorkę. Pomyślał, że póki nie znajdzie pracy, mógłby się tym zająć. Przeszukał cały dom w celu znalezienia potrzebnych narzędzi, ale jedyne co znalazł, to kilka zardzewiałych gwoździ i wyszczerbione obcęgi. Potrzebna mu była skrzynka z pełnym kompletem narzędzi, na zakup której przeznaczył część pieniędzy z odszkodowania.
Tuż za rogiem swego domu dowiedział się, że w miasteczku nie było żadnego sklepu, w którym sprzedawano by narzędzia, a najbliższa miejscowość, w której mógłby zrobić zakupy, znajdowała się o dwa dni drogi na mule.
„Czy to nie wszystko jedno? I tak nie mam pracy”, pomyślał. I pojechał.Wrócił z okazałą skrzynką zawierającą komplet narzędzi. Jeszcze nie zdążył ściągnąć butów, a już ktoś zapukał do drzwi. Był to sąsiad.
- Przychodzę zapytać, czy miałbyś, sąsiedzie, młotek do pożyczenia.
- No mam, dopiero co kupiłem, ale jest mi potrzebny do pracy... Właśnie zostałem bez...
- Rozumiem, ale oddałbym skoro świt.
- Dobrze.Następnego dnia zgodnie z obietnicą sąsiad zapukał do drzwi.- Widzisz, sąsiedzie, właściwie to jeszcze i dzisiaj byłby mi ten młotek potrzebny. Może byś mi go sprzedał?
- Nie mogę, potrzebuję go do pracy, a do sklepu są dwa dni drogi na mule.
- Zawrzyjmy umowę – rzekł sąsiad. – Zapłacę ci za młotek oraz za dwa dni drogi w jedną i dwa dni drogi w drugą stronę. Co ty na to?
Układ oznaczał dla niego cztery dni pracy. Zgodził się. Po powrocie zastał innego sąsiada czekającego na niego przed domem.
- Witaj, sąsiedzie. Mówią, że to ty sprzedałeś młotek naszemu druhowi.
- Tak...
- Potrzebuję paru narzędzi. Jestem gotów opłacić cztery dni podróży i dać ci małą rekompensatę za każde narzędzie. Wiesz, nie każdy z nas ma cztery dni na zrobienie swoich zakupów. Były portier otworzył skrzynkę z narzędziami, z której jego sąsiad wybrał sobie obcęgi, śrubokręt, młotek oraz dłuto, po czym zapłacił i poszedł.
„Nie każdy z nas ma cztery dni na zrobienie swoich zakupów”, przypomniał sobie dopiero co usłyszane słowa. Jeżeli to prawda, to znaczyło, że więcej jest takich potrzebujących, dla których mógłby sprowadzać narzędzia z sąsiedniego miasteczka.W czasie następnej podróży postanowił zaryzykować i na zakup narzędzi przeznaczył większą kwotę z odszkodowania. Uznał, że dzięki temu może zyskać na czasie, unikając częstego podróżowania.W sąsiedztwie szybko rozeszła się wieść i wielu zrezygnowało z wyruszania w podróż po swoje zakupy. Raz w tygodniu były portier, a obecnie sprzedawca narzędzi, odbywał podróż w celu zakupienia tego, co zamawiali jego klienci. Szybko doszedł do wniosku, że gdyby posiadał miejsce na składowanie narzędzi, mógłby sobie zaoszczędzić kilku podróży, a tym samym zarobić więcej. Wynajął więc lokal. Następnie poszerzył wejście do magazynu, a parę tygodni później zrobił wystawę. W ten sposób z wynajętego pomieszczenia powstał pierwszy w miasteczku sklep z narzędziami. Zadowolił tym wszystkich mieszkańców, którzy teraz sami na miejscu mogli kupić to co potrzebowali. Dojazdy też się skończyły, gdyż zyskał miano dobrego klienta i właściciel sklepu z sąsiedniego miasteczka dostarczał mu składane zamówienia. Z czasem zaczęli zjeżdżać się do sklepu mieszkańcy z odległych wiosek, unikając w ten sposób dwóch dni więcej na podróż. Pewnego dnia wpadł na pomysł, że przecież jego znajomy, który był tokarzem, mógłby produkować dla niego obuchy do młotków. A później.... Czemu nie? Także obcęgi, dłuta, gwoździe i śrubki.
Żeby już za bardzo nie przedłużać, powiem ci tylko, że w ciągu dziesięciu lat człowiek ten dzięki uczciwej i rzetelnej pracy stał się niezwykle bogatym wytwórcą narzędzi. Został największym przedsiębiorcą w całej okolicy.
 Był tak zamożny, że z okazji rozpoczęcia roku szkolnego postanowił zbudować szkołę. Poza nauką czytania i pisania miano w niej uczyć sztuki i rzemiosł najbardziej popularnych w tamtych czasach. Dyrektor szkoły i wójt miasta zorganizowali wielki festyn inaugurujący otwarcie nowej szkoły, a także wydali wspaniałą kolację na cześć jej fundatora. Przy deserach wójt wręczył mu klucze do miasta, a dyrektor uścisnąwszy go, powiedział:
- Z wielką dumą i wdzięcznością mamy zaszczyt poprosić was o wpis do księgi nowej szkoły.
- Zaszczyt to dla mnie – odpowiedział – Myślę, że nie pragnąłbym niczego więcej, jak móc się wpisać do waszej księgi, ale nie umiem czytać ani pisać. Jestem analfabetą.
- Wy? – z niedowierzaniem zapytał dyrektor. – Nie umiecie czytać ani pisać? Zbudowaliście przemysłowe imperium nie umiejąc czytać i pisać? Jestem zdumiony. Zastawaniem się, co byście zrobili, umiejąc czytać i pisać...
- Mogę wam odpowiedzieć – odparł ze spokojem. – Gdybym potrafił czytać i pisać.... byłbym portierem w domu publicznym!"

Jorge Bucay -  "Pozwól,że Ci opowiem"

2 komentarze:

Dziękuję za komentarz! ♥
Będzie mi miło, jeśli odwiedzisz tę stronę ponownie :-)